Jakie skojarzenia przychodzą ci do głowy, gdy słyszysz o rdzennej ludności Ameryki? Czy są to Indianie w pióropuszach, mieszkający w tipi i komunikujący się między osadami za pomocą znaków dymnych? Albo Majowie i ich słynne na cały świat piramidy? Z pewnością wiesz, że to niejedyne amerykańskie społeczności z czasów prekolumbijskich. Opowiem ci o jednym z tych mniej znanych, ale wciąż całkiem licznym - plemieniu Guna z Ameryki Środkowej.
Szacuje się, że przed przybyciem Kolumba, Amerykę Środkową zamieszkiwało między 5 a 25 milionów ludzi. Rozbieżności te wynikają z braku oryginalnej dokumentacji z tamtego okresu. Dzisiaj rdzenna ludność w regionie liczy ok. 8 milionów, jednak stanowi już tylko 14% wszystkich mieszkańców.
Podobnie sprawa ma się w Panamie. Największe grupy, które możemy tu spotkać to:
Źródło: The Panama Adventure
To, czym Guna wyróżnili się na tle innych, to zaciekła walka z rządem panamskim o niepodległość. Zakończona zresztą niespodziewanym sukcesem. Według statystyk, w 2023 liczba ludności Guna wynosiła ok. 100 tysięcy, ale najprawdopodobniej dużo osób wyemigrowało z terenów Guna do stolicy Panamy.
Jeżeli miałabym wybrać jedną rzecz, która łączy wszystkich Indian Guna, byłaby to silna potrzeba niezależności. Nie ma znaczenia, czy mówimy o autonomii całego dystryktu, czy możliwości dowolnego zarządzania swoim kawałkiem wyspy - wszyscy są zgodni, że jest to ich podstawowe prawo. Może to właśnie ich upór przekonał rząd Panamy do wyodrębnienia niepodległej Comarca de Gunayala. A może były to naciski ze strony Stanów Zjednoczonych, które w tym samym czasie aktywnie uczestniczyły w budowie Kanału Panamskiego.
Planując podróż na San Blas, przygotuj się na spotkanie z kulturą, która w niczym nie przypomina europejskiej. Panują tu normy respektowane zarówno przez mieszkańców, jak i przez turystów. Dobrym przykładem jest robienie zdjęć i nagrywanie. W odróżnieniu od znanej nam zasady, według której filmowanie tłumu nie wymaga zgody nagrywanych osób, tutaj o pozwolenie trzeba pytać za każdym razem. Tyczy się to szczególnie wydarzeń religijnych i kulturalnych oraz miejsc kultu. W dobrym guście jest też pytanie każdej osoby o zgodę na fotografowanie. Sama kilkukrotnie spotkałam się z odmową, co potwierdza ogólną niechęć do kamer.
Kolejnymi, dla nas może niezrozumiałymi zakazami są: zakaz nurkowania z butlą, surfingu, kitesurfingu i wakeboardingu. Na szczęście snorkeling został wyłączony z tej listy. Dzięki temu możemy cieszyć się życiem podwodnym San Blas. Naturalnie z poszanowaniem fauny i flory - zabronione jest dotykanie zwierząt morskich i niszczenie raf koralowych.
>> Przeczytaj o naszych ulubionych miejscówkach na snorkeling <<
Dotarcie na San Blas, czyli coś, co w innych miejscach byłoby zwykłą przejażdżką autobusem, nie jest wcale takie oczywiste. Nie ma tutaj żadnego transportu publicznego, a wjazd jedną jedyną drogą jest ściśle kontrolowany przez Kongres Guna. Wpuszczane są wyłącznie samochody posiadające specjalną licencję.
Na granicy pomiędzy Panamą a autonomicznym dystryktem Gunayala spodziewaj się kontroli paszportowej. Należy także uiścić opłatę wizową w wysokości 23 dolarów. Nie jest to ostatni obowiązkowy wydatek. Właściciele niektórych wysp też życzą sobie zapłaty za wejście. Zazwyczaj są to 3 dolary, ale dotyczy to głównie miejsc obsługujących 1-dniowe wycieczki. Na naszych rejsach z reguły je omijamy.
Zasady i zakazy już znamy, ale w końcu to nie one przyciągają do San Blas jak magnes. Wycieczka po terytorium Gunayala przypomina podróż w czasie.
Na próżno szukać tu wielkich hoteli i resortów. San Blas składa się z bezludnych wysp, dzikiej dżungli i wiosek gęsto zabudowanych drewnianymi chatami. Gdzieniegdzie można zauważyć murowany dom lub kilka prymitywnych domków gościnnych bez podłóg i łazienek. Indianie dbają o zachowanie unikalnego charakteru tego miejsca i pozwalają przebywać tu jedynie żaglówkom, które idealnie wpisują się w rajski krajobraz. Sami przepływają od czasu do czasu między nimi we własnoręcznie zrobionych canoe.
Jak przystało na małe społeczności, w dodatku odizolowane od siebie morzem, każdy czuje się tutaj częścią grupy. Powszechnym widokiem są małe dzieci biegające po ulicach, z pozoru niepilnowane przez nikogo. Możesz mieć jednak pewność, że są pod opieką wszystkich dorosłych w zasięgu wzroku.
Kiedy mężczyźni zbierają się wieczorami na posiedzenia lokalnych kongresów, kobiety tłumnie wychodzą na spotkania z koleżankami. To dobry moment, by podziwiać ich kolorowe stroje, którymi podkreślają poszanowanie dla kultury swoich przodków.
Bycie częścią wioski niesie za sobą pewne obowiązki. Jednym z nich jest praca nad wspólnymi uprawami. Każdy mieszkaniec musi co jakiś czas wybrać się w góry, aby doglądać rosnących tam bananów lub ryżu. Innym zadaniem może być dbanie o wyspy należące do całej wsi lub konkretnej rodziny albo zbieranie liści palmowych do pokrywania dachów chat. Zbierane są też martwe koralowce służące do nadbudowywania brzegów zamieszkanych wysp - w ten sposób Indianie bronią się przed coraz wyższym poziomem morza.
Odwiedzając San Blas, na pewno natkniesz się na stoiska sprzedające kolorowe mola, czyli ręcznie wyszywane tkaniny. Często autorki tych dzieł same podpływają do jachtów w swoich małych canoe. Mola są niepowtarzalną pamiątką z Panamy. W dodatku masz 100% pewności, że każda sztuka została wykonana właśnie tutaj.
Noszenie kolorowych symboli na bluzkach ma swoje korzenie w czasach, gdy Guna ubrań nie nosili w ogóle. Malowanie geometrycznych symboli bezpośrednio na skórze miało chronić przed działaniem złych duchów. Im bardziej skomplikowany wzór, tym lepsza ochrona.
Stworzenie mola nie jest wcale prostą sprawą. Technika polega na zszyciu ze sobą kilku warstw kolorowych tkanin, a następnie wydobywaniu wzorów poprzez odcinanie kawałków materiałów nożyczkami. Wartość mola wzrasta wraz z liczbą warstw. Nic zresztą dziwnego - zrobienie jednej zajmuje między 60 a 80 godzin.
Geometryczne wzory na bluzce, czarna spódnica z charakterystycznym printem, czerwona chustka na głowie i niezliczone bransoletki na przedramionach i łydkach - tak wygląda typowy strój kobiety z plemienia Guna. Biżuteria, którą oplatają sobie kończyny, również tworzy geometryczne wzory.
Biorąc pod uwagę, że bransoletki przylegają ściśle do ciała, każda z nich jest wykonywana na wymiar. Jeśli myślisz, że to kolejny element lokalnych wierzeń, jesteś w błędzie. Ciasne bransoletki mają za zadanie wyszczuplać łydki właścicielki. Wiadomo, szczupłe łydki = seksowne łydki, a przynajmniej tak przyjęto w tutejszym kanonie piękna.
Kultura Indian Guna mimo swojej wyjątkowości prawdopodobnie jest skazana na zagładę. Tak, jak działo się to w tysiącach podobnych rdzennych społeczności. Liczba osób żyjących zgodnie z odwiecznymi tradycjami maleje z każdym dniem. Możemy za to winić zachodnią cywilizację, ale ciężko mieć pretensje do kogokolwiek, że chce korzystać z dobrodziejstw nowoczesnego świata.
Migrację do miasta przyspieszy też nieuchronne zalanie wiosek przez morze. Z powodu globalnego ocieplenia, a co za tym idzie, podnoszenia się poziomu wód, ewakuowano na ląd około 1000 osób z wioski Carti. Podobny los czeka pozostałe wsie i bezludne wyspy. Po cichu znikną pod wodą.
Karaibski raj znika na naszych oczach i jedyne, co możemy zrobić, to cieszyć się nim, póki jeszcze istnieje. Dzięki dzielnemu plemieniu Guna, który najpierw walczył o niepodległość, a teraz strzeże swoich ziem przed jakąkolwiek eksploatacją, możesz doświadczyć piękna zatoki San Blas. Zatrzymaj się na chwilę i poobserwuj życie lokalnej społeczności - w zgodzie z rytmem morza, bez zegarków i bez pośpiechu.
Dołącz do jednego z naszych rejsów po San Blas i poznaj jedyną w swoim rodzaju kulturę Guna.
Miłośniczka dzikiej przyrody, zwłaszcza leniwców. Od 3 lat mieszka na morzu i ma na koncie już ponad 7000 mil morskich. Na Vision żeglowała po Oceanie Spokojnym i Morzu Karaibskim. Ameryka Centralna niespodziwanie stała się jej domem.
Kontakt
+48 506 118 827
Rejsy
Info
Social media